Z wizytą u wujka Ho (czyli powrót do przeszłości)

Wpadliśmy dziś z niezapowiedzianą wizytą. Do wujka Ho. Wuj przyjął nas jak umiał. Najpierw jego wysłanniczka ustawiła nas w równiutkiej kolejce wyznaczonej czerwonymi – a jakże – płytkami chodnikowymi („One by one, one by one!”), poinstruowała, że wszystkie rzeczy osobiste, materiały wybuchowe, złoto, pieniądze i inne należy zdeponować w wyznaczonym miejscu (za jakieś 0,75 PLN). Odstaliśmy swoje w kolejce (kto jeszcze takie kolejki pamięta…?), przeszliśmy przez skanery z lekkim postojem na ujawnienie w kieszeni kremu nawilżającego i trafiliśmy przed oblicze… nie, nie wujka. Kolejnego wysłannika wuja. Tenże ustawił nas dwójkami, pouczył, że w czasie spotkania z wielkim Ho nie wolno: śmiać się, rozmawiać, trzymać się za ręce, nosić okularów przeciwsłonecznych, trzymać rąk w kieszeni i takie tam. Amerykanom przed nami wydawało się to zabawne, nam jakoś mniej…
Wuj przyjął nas chłodno. Mówił niewiele ale wydawało się nam, że z sentymentem wspomina swoich dwóch kumpli J
Podporządkowaliśmy się systemowi. Rozumieliśmy, że tak będzie lepiej. Jak wszyscy, którzy widzieli jak strażnik pod Mauzoleum Ho Chi Minha otwiera kaburę na widok gościa, który chciał skrócić sobie drogę do wuja. Chłopina mógł zginąć, choć szedł po chodniku i nigdzie nie było napisane, że nie wolno tamtędy przejść… :P Ostatecznie podjął mądrą decyzję i skapitulował (na szczęście bo jeszcze by nas wzywali na świadków!).
Wizytę zakończyliśmy smacznym deserem pod muzeum wuja (w którym, z niewyjaśnionych i bliżej przez nas niezgłębionych przyczyn, wisi również portret Marii Curie-Skłodowskiej), składającym się z… Zresztą zobaczcie sami:
A Mauzoleum (i część kolejki przed nim) wyglądają tak:

Komentarze

  1. Tyle zakazów... dobrze, że chociaż oddychać Wam pozwolili ;) Próbowałam wygooglować jakiś związek Curie-Skłodowskiej z wujkiem Ho, ale niestety nic nie znalazłam więc nadal pozostajemy nieświadomi w tej kwestii ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uhum. Poza tym, że wszyscy uważają, że C-S była Francuzką... Nawet Lonely Planet tak donosi :(

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty