Jak uczyliśmy się o tym na geografii, to nie mogliśmy sobie tego wyobrazić...

...teraz nie mogliśmy więc przegapić okazji zobaczenia Delty Mekongu z bliska.

Po wielkomiejskim, tętniącym życiem i - prawdę mówiąc - na pierwszy rzut oka nieco irytującym Sajgonie (my go polubiliśmy dopiero od drugiego wejrzenia, kiedy mieliśmy czas posnuć się bez celu i posiedzieć na skwerze, patrząc na bawiące się dzieciaki) trafiliśmy w miejsce oderwane od powszechnie znanej nam rzeczywistości. Gdzie życie niewiele zmieniło się przez ostatnie dziesięciolecia i toczy się w harmonii z otaczającym środowiskiem. No, bo jak inaczej można spoojrzeć na ludzi transportujących między wyspami swoje rowery (główny środek transportu) lokalnymi "promami" (tak naprawdę maleńkimi łupinkami, zabierającymi max 8 osób bez rowerów), żyjących za 10$ miesięcznie albo handlujących od 4 rano na wiejskim bazarze tym, czym obdarzył ich własny kawałek ziemi?

Oszałamiająca przyroda, niezliczona liczba wysp i kanałów, bezkres rzeki, która miejscami ma kilka kilometrów szerokości (!) i ludzie, którzy często mieszkają w miejscach, których - w normalnej dla nas rzeczywistości - nie nazwalibyśmy nawet slumsami. To niesamowite, że przez chwilę mogliśmy być częścią tej rzeczywistości: pójść o świcie na lokalny bazar, spać w chatce z liścia bananowca, zajrzeć na pływający bazar, na środku Mekongu przesiadać się w bieg z łódki do łódki, przepłynąć się lokalnym promem, zawinąć kokosowego cukierka, zagotować się w parze przy produkcji papieru ryżowego... A teraz, zamiast dużo gadać, coś Wam pokażemy :)

'Nasza' chatka w Delcie:

Codzienne życie:

Droga do szkoły:

Pływający bazar:
 Kupił, nie kupił, potargować można:
I bazar w wiosce:

I ludzie:


Komentarze

Popularne posty