Chiang Rai

Chiang Rai, po nieznośnie gorącym Bangkoku, wydało się nam wieczorem przyjemnie ciepłe. Skorzystaliśmy więc skwapliwie z tego, że do naszego guest house'u udało się nam dotrzeć w miarę wcześnie (w połączeniu z reakcją organizmu na zmianę czasu można rzec właściwie: bardzo wcześnie) i ruszyliśmy na mały rekonesans.

A że była sobota, trafiliśmy na weekendowy nocny bazar, występy artystyczne i tajską biesiadę po meczu lokalnej drużyny piłkarskiej. Zimne Leo to było to! Podobnie jak samo miasteczko - miejscami cichutkie i spokojne jak mała wioska.

Dziś odkrywaliśmy za to jego bardziej gwarne oblicze - szwendaliśmy się po bazarach, gubiliśmy w bocznych uliczkach zastawionych straganami ze wszystkim, co człowiekowi może przyjść do głowy: kwiatami, warzywami, jedzeniem itp. I tak w końcu trafiliśmy na niewielki parking, gdzie na jednym ze stojących w środku bazaru - hmm, no właśnie, jak to nazwać? - busików? pickupów? wypatrzyliśmy tabliczkę White Temple. No to ustaliliśmy, intensywnie używając rąk, cenę, wsiedliśmy i pojechaliśmy.

Biała Świątynia jest absolutnie obowiązkowym punktem wizyty w tych stronach i nic dziwnego. Jest tak inna od większości Watów, które można tu zobaczyć i wygląda tak bajkowo, że rzeczywiście warto poświęcić jej trochę czasu!

My wybraliśmy się tam sami, a nie ze zorganizowaną wycieczką, więc mieliśmy naprawdę duuuużo czasu, żeby wpatrywać się w słoneczne promienie odbijające się w kawałkach lustra pokrywających mury świątyni i zjeść pyszne Pad Thai. Najlepszy z całej wyprawy był jednak powrót. Wróciliśmy do głównej drogi i razem z grupą innych osób złapaliśmy pickupa. Teoretycznie powinno się w nim mieścić około 10 osób, ale przecież nie w Tajlandii! Upchnęli nas siedemnaścioro (w tym pięciu mnichów :)), a A. zwisał malowniczo z tylnych schodów :)

Po takim powrocie nabraliśmy ochoty na powtórkę z wczorajszego wieczoru:

2 x Leo i wielka porcja warzyw, krewetek i ryby w tempurze (za 5 pln! i gdzie tu sprawiedliwość?!).
No to zarezerwowaliśmy jeszcze jutrzejszy wypad do wiosek (będzie masa zdjęć, uprzedzam!) i cooking class na pojutrze i śmigamy spać. Choć ciągle się nam nie chce...

Komentarze

Popularne posty