O dwóch takich, co podróżowali koleją

Nie byle jaką koleją, a lankijską :) Po tym, jak wczoraj zmokliśmy pod świątyniami, poczuliśmy, że nie po to przylecieliśmy na Sri Lankę, żeby oglądać ruiny (słabe...). Chcieliśmy zobaczyć coś nowego, coś unikalnego, coś, czego jeszcze do tej pory nie widzieliśmy. Wsiedliśmy więc czym prędzej w pociąg i wybraliśmy się do Kandy.

Pociąg okazał się 'nieco' gorszy od tego, którym dojechaliśmy do Annuradhapury i 'nieco' wolniejszy. A wyglądał tak:

Pociągi na Sri Lance są tanie. Może nawet to za mało powiedziane. Są niewiarygodnie tanie. Za 7-godzinną podróż zapłaciliśmy jakieś 15 pln. Są też niewiarygodnie wolne. Dlatego w te 7 godzin przejechaliśmy zaledwie niecałe 200 km. Można by było umrzeć z głodu i nudów, gdyby nie to, że rozrywki i jedzenia jednocześnie dostarczają przechadzający się co chwilę obnośni sprzedawcy: owoców, ciasteczek krewetkowych, ryżu z curry, kawy, a nawet Mentosów i innych słodyczy. Czasami jest ich tylu, że nie mogą się minąć, nie przeszkadza im natomiast tłok w pociągu - w takiej sytuacji po prostu zakładają swój kosz na głowę i niestrudzenie dalej wędrują przez wagony. A wyglądają na przykład tak (w roli głównej: pan z kawą):

Długość podróży została zrekompensowana dodatkowo widokami: krajobrazy są tu niesamowite, podróż w góry obfituje w pocztówkowe obrazki z tarasami ryżowymi, potężnymi wzgórzami z bujną roślinnością, zaprzęgnięte bawoły na polach itp. Ale o tym więcej opowiemy następnym razem, przy okazji kolejnej podróży - tym razem do samego serca herbacianej krainy ;)