Panglao
Biorąc sobie do serca ochrzan za brak posta wczoraj,
donosimy, że u nas stabilnie. Tzn. leżaki się trochę bujają, ale poza tym
wszystko spoko. Palmy stoją, plaża (raz mniejsza, raz większa, w zależności od pływów)
cały czas na miejscu, słońce świeci. Nuda w sumie.
No to tak. Jesteśmy na Panglao, czyli wyspie koło Boholu, i
od trzech dni robimy nic. Bo pływanie, nabywanie opalenizny, spacery po plaży i
snoorkowanie na rafie się nie liczą, prawda?
No i teraz tak. Nasz domek wygląda z grubsza jak niżej. Czy wspominaliśmy już, że Amerykanie zostawili na Filipinach głęboką miłość do koszykówki? Każde miejsce na kosz jest dobre zatem.
Widoki z leżaka (i właściwie zewsząd) są niezłe:
A jak słońce odpuszcza i woda odpływa, robią się nieco inne, ale równie ciekawe (i tu następuje mój ulubiony motyw pana z siecią...):
I tak to upływa nam cały dzień, jeśli pozwolicie nam oszczędzić sobie relacji z filipińskiego karaoke... Dobranoc!
Mozna sie przyzwyczaic:)
OdpowiedzUsuńoboze ale kolor wody o.o
OdpowiedzUsuńJakoś myślę, że Was nie zmartwiła nadmiernie ta koszykówka, hę? Przynajmniej część z Was :-P
OdpowiedzUsuń