Ha Long Bay, czyli tam, gdzie wylądowała smocza matka
Dwa dni na
wodzie z prywatnym widokiem na wystające wysoko z wody skały. Nie udało się nam
tego zobaczyć w czasie naszej pierwszej podróży do Wietnamu, więc teraz był to
jeden z tych punktów, bez których nie wyobrażaliśmy sobie planu powrotu do tego
kraju. Czy było warto?
Legenda
głosi, że wysepki zatoki Ha Long (czyli zatoki Zstępującego Smoka) to perły
wyplute przez rodzinę smoków zesłaną przez bogów, aby pomóc Wietnamczykom w
walce z najeźdźcami. Dotykając wody, perły zmieniały się w skały, o które rozbijały
się wrogie statki. Jedna z wersji mówi, że po zakończeniu walk smoki zmieniły
się w zwykłych śmiertelników – to także część szerszej historii, według której
Wietnamczycy są potomkami smoków. Ha Long to część zatoki nazwana na cześć
Smoczej Matki, część w której wg legendy w walce pomagały jej smocze dzieci to Bai Tu Long (co w tłumaczeniu oznacza: dzięki
dzieciom smoka).
Niezależnie od tego, jak powstały (a – jak to zwykle bywa – wersji legendy
jest tyle, ilu opowiadających), wyspy robią ogromne wrażenie. Sterczą wprost ze
szmaragdowej spokojnej wody i kryją wiele tajemnic: urocze małe plaże,
jaskinie, wewnętrzne jeziora, pływające domy ostatnich niewysiedlonych
rdzennych mieszkańców zatoki. Nic dziwnego, że w 2012 roku uznano to miejsce za
jeden 7 nowych cudów świata.
Powiedzmy sobie
szczerze: wbrew temu, co przez cały rejs powtarzał Tho, nasz przewodnik, pogoda
nas nie rozpieszczała. Słońce przebiło się przez chmury może z raz, a przez
większość czasu było szaro i lekko mgliście. Na szczęście nie aż tak jak
podobno było przez cały poprzedni tydzień, kiedy mgła zasłaniała to, co
najlepsze – wapienne wysepki. My całkiem nieźle widzieliśmy część z 1969 wysp,
choć oczywiście chciałoby się pływać pod niebieskim niebem i w pełnym słońcu… Pewnie
to miejsce, wpisane w 1994 roku na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO,
wyglądałoby wtedy jeszcze bardziej spektakularnie.
Nie mają
wiele wspólnego z rzeczywistością ani romantyczne wyobrażenie, że twój statek
będzie jedynym na wodach zatoki (niestety!), ani przerażająca wizja, że skał
nie będzie widać zza miliona łodzi konkurujących z twoją (na szczęście tak nie
jest, przynajmniej w tej części roku). Jasne, zatoka jest jednym z najbardziej
turystycznych miejsc w Wietnamie, więc codziennie wypływa na nią wiele statków
z turystami. Na szczęście krajobraz ułatwia „zgubienie się” za skałami, więc
nie mieliśmy wrażenia, że jesteśmy w turystycznej fabryce (no, może tylko czasami).
Zatoka robi
ogromne wrażenie. Naprawdę ogromne. Kiedy wydaje ci się, że właśnie zobaczyłeś
jeden z najfajniejszych obrazków w życiu, opływacie skałę i zza niej wyłania
się kolejny, równie piękny. Przy odrobinie szczęścia można też podglądać
rybaków albo własnoręcznie złowić kalmara. Czy warto? Zobaczcie sami.
Komentarze
Prześlij komentarz