Małe miasteczka, a takie fajne wrażenia

Trasa od Sintry do Cascais narobiła nam smaku na snucie się po portugalskich dziurach. A że zrobiło się naprawdę ciepło i słonecznie, kolejne trzy dni spędziliśmy w małych miasteczkach. Z zadartymi głowami, rozdziawionymi buziami, zaostrzonym apetytem, tylko od czasu do czasu pod nosem przeklinając górki, na które ciągle trzeba się było wdrapywać.

Na nasze wycieczki wybraliśmy Setúbal, Tomar i Évorę. Teoretycznie najfajniejsza miała być ta ostatnia, ale... jak to często bywa, okazało się, że im mniej opisywane w przewodnikach mieściny, tym bardziej się nam podobają.

W Setúbal zachwyciliśmy się całokształtem. Właściwie zeszliśmy je całe zanim dotarliśmy do informacji turystycznej, z której zgarnęliśmy mapkę, więc zdaliśmy się na instynkt. A ten zaprowadził nas w ciasne uliczki, z wywieszonym praniem, miejscowymi gadającymi z sąsiadami przez okna i maleńkimi knajpkami, w których prato do dia to niemal zawsze ryby z grilla wystawionego na ulicę. Że nie może być inaczej wiedzieliśmy już zresztą na samym początku, po wizycie na lokalnym mercado; to zresztą coś, co po prostu musimy pokazać :)
Mercado do Livramento - Setúbal 
Mercado do Livramento - Setúbal
Mercado do Livramento - Setúbal
Na deser zostawiliśmy sobie dwie najfajniejsze rzeczy: port rybacki (ge-nial-ny!!!) i zamek. Na który, tradycyjnie, trzeba się było trochę powspinać. Ale było warto, bo widok na miasto w dole i kompletny brak turystów były naprawdę przyjemnym zwieńczeniem tego dnia. Zwłaszcza, że w plecaku mieliśmy dobre wino, a w Portugalii można je wypić gdzie tylko się chce :) Pamiętacie to zdjęcie?
Jest właśnie stamtąd :)

Tomar to również plątanina małych uliczek u podnóża góry, tyle że tu stoi na niej klasztor, a nie zamek. Klasztor jest wielki i zwiedza się go bardzo przyjemnie - można pośmigać po murach, zajrzeć do maleńkich cel Templariuszy, zobaczyć klasztorną kuchnię i popodziwiać wzorcowe przykłady stylu manuelińskiego w architekturze. Cóż, znawcami raczej nie zostaniemy, ale trzeba przyznać, że niektóre elementy naprawdę robią niesamowite wrażenie.

Klasztor Templariuszy w Tomar
A później można jeszcze zejść, znaleźć maleńką synagogę i zagubioną niedaleko niej fantastyczną knajpkę, w której od trzydziestu lat panowie gotują najlepsze na świecie krewetki w sosie z czosnku i białego wina.

Évora została nam na koniec tej części urlopu i... hmmm. Nie to, że byliśmy zawiedzeni - miasto jest naprawdę fajne. Ale też chyba nie wyróżnia się aż tak bardzo na tle pozostałych, które odwiedzaliśmy, żeby w przewodnikach obwoływać je "najlepszą atrakcją w okolicach Lizbony" czy czymś w tym stylu :) Na nas największe wrażenie zrobiła katedra, a to za sprawą międzynarodowych warsztatów muzycznych. Nam udało się trafić na warsztat chóru, który "próbował" w czasie naszego zwiedzania, dzięki czemu klimat w średniowiecznej katedrze był naprawdę niezwykły. Żałujemy, że nie możemy Wam tego odtworzyć z dźwiękiem...
Domy wbudowane w akwedukt w Évorze
Widok z dachu katedry w Évorze

Komentarze

Popularne posty