Porto Moniz
W Ponta do Sol wsiedliśmy w jedyny autobus (ten jeżdżący raz
dziennie) do Porto Moniz. Teoretycznie miejsca dzieli niewiele, ale na Maderze
pojęcie „blisko” jest względne. Gdyby przyszło nam płynąć łodzią, byłoby
łatwiej, ale kiedy trzeba pokonywać niezliczone przełęcze i przemierzać
poskręcane maderskie drogi, tak prosto nie jest. Jest za to pięknie – migające
za oknem kolejne rybackie wioski i małe porty, wąziutkie drogi, na których autobus
od przepaści dzieli tylko parę centymetrów, widoki na ocean i schodzące wprost
do niego góry…
Po jedynych dwóch godzinach (a to ledwie kilkadziesiąt kilometrów!) dotarliśmy do Porto Moniz i… po raz kolejny zmieniliśmy plany. Postanowiliśmy zostać tu dłużej niż początkowo zakładaliśmy, bo mamy wielką ochotę się tu ponudzić. Kiedy dotarliśmy tu w południe, nie było tak sennie, jak w Ribeira i Ponta – Porto Moniz pełne było wycieczkowych autobusów i turystów okupujących głównie rybne restauracje (sztuk sześć) na brzegu oceanu. Wystarczyły jednak trzy godziny, żeby wycieczki wyjechały, restauracje opustoszały, a my – żebyśmy zostali sami z widokiem na ocean, nad wykutymi w skale basenami i z genialną espadą na talerzu. Zostajemy więc aż do poniedziałku, bo… w weekend i tak nie da się stąd wyjechać. To zresztą dłuższa historia, warta poświęcenia jej oddzielnego wpisu. Który pewnie już wkrótce :)
Pierwszy dzień naszego nudzenia się w Porto Moniz
poświęciliśmy rzeczom naprawdę niewartym opisywania. Łapaniu słońca na balkonie
z widokiem na ocean, obserwowaniu fal rozbijających się o wulkaniczne skały,
wdrapaniu się w górę miasteczka żeby zobaczyć tutejszy kościółek, zejściu,
piciu wina, jedzeniu espetady z prawdziwej gałęzi (wpis o portugalskiej kuchni
już wkrótce) i sardynek, ponownemu wdrapaniu się na górę, tym razem jeszcze
(dużo) wyżej, żeby podziwiać panoramę Porto Moniz i łażeniu bocznymi drogami.
A! no i czytaniu książek w małych kryjówkach przy naturalnych basenach
skalnych.
Nie wychodzimy z podziwu dla miejscowych rybaków,
filetujących ryby z chirurgiczną wręcz wprawą i zapierających dech widoków –
zapierających tym bardziej, im bardziej zejdzie się z utartej ścieżki.
Jedyny kłopot w tym, że nie możemy wam o tym pisać na
bieżąco, bo… w pierwszym hotelu, w którym teoretycznie mamy net, nie działa
wifi… nie zdziwcie się więc, jeśli przyjdzie wam czytać duuuużo rzeczy
jednocześnie.
A na razie - kilka fotek z Porto Moniz :)
Świeże ryby właśnie dobiły :) |
Filetowanie z precyzją chirurga wygląda tak |
... |
Naturalne skalne baseny w Porto Moniz |
Komentarze
Prześlij komentarz