Montmartre mon amour

W planie każdej naszej wizyty w Paryżu jest Montmartre. Uwielbiamy te klimatyczne wąskie uliczki, wystawy sklepów i krajobrazy. Od pierwszej wizyty na Montmartre marzyliśmy jednak o chwili, w której nie będziemy się musieli martwić, że za chwilę uderzymy w czyjeś ramię, że nie damy rady przedrzeć się przez dziki tłum turystów. Trzy lata temu, niestety, nam się nie udało. Tłumaczyliśmy sobie, że "to przecież sierpień", więc jak przyjedziemy w dowolnym innym momencie, będzie tu inaczej. Nadszedł koniec września 2013. Jesteśmy w drodze do Lizbony, ale specjalnie robimy stopover w Paryżu. Pełni nadziei idziemy na Montmartre? I co? Jeszcze gorzej... Nauczeni doświadczeniami nie szliśmy tam dziś jakoś pełni nadziei, choć w głębi duszy wierzyliśmy, że może w końcu się uda. Jednak niedziela i piękna pogoda (caaaały dzień świeciło słońce, możecie nam zazdrościć :)) nie napawały szczególnym optymizmem. Potrzeba był cudu, a ten... dziś się wydarzył!


Montmartre jak to Montmartre. Nie świecił pustkami (wiadomo), ale w końcu dał w pełni poczuć swój klimat. W knajpkach były wolne miejsca, można się było bez problemu połazić pomiędzy malarzami i - przy odrobinie cierpliwości - zrobić zdjęcia, na których nie ma ani człowieka w kadrze! Może i ktoś miał jeszcze więcej szczęścia, jeśli akurat przyszedł wcześnie rano, ale dla nas to, co dziś zobaczyliśmy i poczuliśmy to i tak spełnienie marzeń po wcześniejszych doświadczeniach :) Mamy nadzieję, że kilka zdjęć, choć w małym stopniu da Wam szansę poczuć, to czego (w końcu!!!) mogliśmy doświadczyć.











Komentarze

  1. Tam naprawdę można zobaczyć takich artystów o jakich czyta się w książkach :)))

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty