Moragalla - ostatni przystanek...

Właściwie miał być dziś bardzo pozytywny wpis: słońce, plaża, piękna Moragalla. Miał być, ale... wieczorem wyszliśmy na dłuższy spacer po wiosce i tak pozytywnie nie będzie :(

Jesteśmy w okolicy, która bardzo ucierpiała w 2004 roku w czasie tsunami. Bieda, której aż tak bardzo nie widzieliśmy w innych częściach Sri Lanki, piszczy tu okrutnie. Na ścianach domostw wciąż widać ślady po wodzie, która zalała tu wszystko. Są sierocińce, w których wychowuje się po 600 dzieci, których rodzice zginęli w czasie powodzi. Masakra. I to wszystko zaczyna się 200 m od raju, który wygląda tak:

Po dzisiejszym spacerze mamy poczucie, że te hordy niemieckich emerytów i rosyjskich nuworyszy wygrzewających tyłki na hotelowej plaży, nie mają pojęcia, co działo się tu 7 lat temu. Mimo, że jesteśmy na zachodnim wybrzeżu (teoretycznie w najbardziej turystycznej części wyspy) po wejściu w środek wioski to nie my byliśmy turystami. Byli nimi okoliczni mieszkańcy, którzy oglądali nas z każdej strony, podawali ręce (!) i przynosili nam na rękach swoje malutkie dzieci. Były nimi gromady starszych dzieci biegnące za nami po kilkaset metrów i chętnie pozujące do zdjęć:

Koloryt sytuacji przeplatał się ze zrujnowanymi, a nie odbudowanymi domostwami, z "domami", które zmyła woda, a na miejscu których powstał prowizoryczny dom z desek, stojący po dziś dzień. I z dziećmi, które w większości nie chciały pieniędzy, tylko cukierka... W rozmowie z przypadkowo poznanym (w sumie to jednym z wielu) Lankijczykiem, który stał się naszym przewodnikiem po wiosce okazało się, że dzieci proszą o cukierki, bo ich rodziców na nie nie stać. Gdy przyszła "wielka woda", a zaraz po niej pomoc z całego świata, nie było w niej nic dla dzieci. Przyszły cegły, koce, podstawowe jedzenie, ale nie kredki czy cukierki. To dlatego wszystkie dzieci proszą tu właśnie o to... Jak zawsze mieliśmy ze sobą garść lizaków, więc podzieliliśmy się tym, co mieliśmy. Gdybyśmy mieli ich 100 kg, też byśmy bez problemu rozdali. Pewnie słowa naszego lankijskiego przewodnika nie przemówiłyby nam tak do świadomości, gdyby nie fakt, że na koniec, wiedząc, że częstowaliśmy nimi wcześniej, zapytał o... lizaki dla swoich dzieci. Na szczęście uchowało nam się kilka...

Uprzedzaliśmy, że będzie smutno...

Komentarze

Popularne posty